Powrót


po drodze marzeń
idzie moja miłość złamana
wyznacza ślady uczuć
zmęczenie moich lat
które przygniata krzyżem
ptaki moich marzeń
umierają z głodu

odarty ze złudzeń
jak drzewo z liści jesienią
stoję nagi i pusty
w bezlitosnej przestrzeni życia
rzeczywistość się zgubiła
prysła jak bańka mydlana
w zakątku śmierci się spotkamy

dotkniesz moich zimnych ust
a słowa które były
opadną jak kartki papieru
nie będzie już myśli gorących
bo zamkną się w zimnej otchłani
porywają mnie dzikie ptaki
szponami zadają rany
niosą w zapomnienie